sobota, 7 grudnia 2013

Ukochana książeczka z dzieciństwa

Każdy z nas ma chyba jakąś ulubioną książkę z dzieciństwa, która kojarzy mu się szczególnie miło, sprawia, że robi nam się ciepło na sercu i wywołuje ten szczególny rodzaj nostalgii - dzięki niej cofamy się w czasie do naszych beztroskich, cudownych lat, kiedy po prostu byliśmy dziećmi i poznawaliśmy świat.
Dla mnie taką szczególną książeczką jest "Moja wnuczka" autorstwa Jana Sztaundygera, z przepięknymi ilustracjami pani Marii Orłowskiej-Gabryś. To przede wszystkim ze względu na te świetne ilustracje książka podbiła moje serce. Szkoda, że dziś już nie ilustruje się książek w ten sposób :-( Dla mnie ilustracje pani Marii czy Jana Marcina Szancera to po prostu małe arcydzieła, zwieńczające czytaną treść bajki, wiersza czy opowiadania, po prostu takie wisienki na torcie :-)
Ja dostałam swoją książeczkę chyba od dziadka ( niestety zbyt dobrze nie pamiętam, bo miałam wtedy 5 czy 6 lat). "Moja wnuczka" to zbiór sympatycznych wierszyków o wnuczce autora -Dorotce. Książka wpłynęła na mnie w takim stopniu, że chyba do 8 czy 9 roku życia moim marzeniem było mieć na imię Dorotka :-) Potem jakoś udało mi się w końcu zaakceptować swoje imię i nawet je polubić.

Tak wygląda okładka książeczki:























A oto wierszyki - o Dorotce, jej codzienności, a także o wielu innych sprawach, widzianych oczyma dziecka:























Kiedy byłam dzieckiem najbardziej podobała mi się ta ilustracja. Ach, te motyle we włosach :-)













Bardzo podoba mi się ta ilustracja lasu i grzybków...






 
Szkoda, że książeczka jest krótka - chętnie bym pooglądała więcej takich pięknych obrazków...


11 komentarzy:

  1. Nie znam tej książeczki. Ale muszę przyznać, że ilustracje są naprawdę śliczne. Pewnie gdybym miała ją w dzieciństwie, to też by mi się bardzo podobała. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książeczka chyba nie była jakoś bardzo znana, z tego co się orientuję było tylko jedno wydanie, a szkoda :-( W sumie dużo fajnych książek, które my znamy z dzieciństwa popadło niestety w zapomnienie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, niestety. Czasami nawet niektóre, które znam z dzieciństwa była parę lat temu wznawiane, ale nie zawsze o tym wiedziałam i już się ich nie kupi. Najbardziej żal książek, które przepadły nawet w antykwariacie nie można ich znale.

      Usuń
  3. Moja ukochana książka z dzieciństwa to "Słoneczko". Pamiętałam tytuł i okładkę ze smutną dziewczynką blondynką. Autorkę musiałam wygooglować, bo uciekła mi z pamięci. To Maria Buyno-Arctowa. Czytałam tę książkę 100 razy we wczesnej podstawówce. Nie wiem, czemu zrobiła na mnie takie wrażenie. Obecnie nic nie pamiętam z jej fabuły, ale chętnie ją sobie kupię, żeby przeczytać ją jeszcze raz i przypomnieć sobie tę historię i moje emocje małej dziewczynki, którą ta historia tak wciągnęła. To będzie cudowny powrót do przeszłości i do zapomnianego już świata dzieciństwa... :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, witam na blogu :-) Ja nie kojarzę tej książeczki z dzieciństwa, ale zgooglowałam i wygląda na bardzo sympatyczną :-).
      Ja we wczesnej podstawówce przeczytałam "Dzieci z Bullerbyn" - i muszę koniecznie przeczytać ją jeszcze raz...Rzeczywiście takie powroty do przeszłości są cudowne, dlatego też po latach kompletuję książki, które miałam w dzieciństwie, a które niestety gdzieś przepadły..
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  4. A ja miałam "Czarną owieczkę" z ilustracjami tej pani. Twojej książeczki nie znam, ale bardzo mi się podoba, zwłaszcza, że byłam strasznie zżyta ze swoim dziadziem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, ja też mam jeszcze "Czarną Owieczkę" i również bardzo ją lubię. A mój Dziadzio też był dla mnie kimś wyjątkowym. Nigdy nie zapomnę kiedy czytał mi książki, pięknie rysował i wyplatał nieprawdopodobne rzeczy z wikliny :-) Nie wiem czy pamiętasz takie PRL-owskie zeszyty "Wesołe Minuty" - były tam różne łamigłówki typu "znajdź różnice"," połącz kropki" itp., Dziadzio zawsze mi je kupował, a potem wspólnie rozwiązywaliśmy zagadki przy kuchennym stole. Cudowne, niezapomniane chwile dzieciństwa, które zabieramy ze sobą w życie jako wspaniały bagaż :-)

      Usuń
    2. Pewnie, że pamiętam Wesołe Minuty. Miałam chyba 3 zeszyty, uwielbiałam je, szkoda, ze więcej mi nie kupili. Masz je jeszcze? Tak bym chciała znów je zobaczyć!
      A wracając do poprzedniego tematu - dziadziuś "uratował" moje dzieciństwo, gdyby nie On i Babcia, byłoby bardzo smutne i szare. Już 18 lat, jak odszedł, a ja ciągle tak mocno za Nim tęsknię.
      Pozdrawiam Ciebie i kotki :-)

      Usuń
    3. Wesołe Minuty są dostępne na allegro i to nawet całkiem tanio, ja kupiłam zestaw 3 książeczek za 25 zł. To moje ulubione zagadki z dzieciństwa i po prostu musiałam kupić moim dzieciom :)

      Usuń
    4. Tak, tak, już zakupiłysmy po zestawie :-) Teraz czas na zabawę. :D

      Usuń
  5. Aniu, powinnam je mieć w dziadkowym domu. Nie wiem kiedy tam pojadę, ale jak znajdę stare, dobre "Wesołe Minuty" to na pewno umieszczę je tutaj.
    Nie ma to jak kochani dziadkowie :-) Kiedyś babcia mi powiedziała, że wnuki ponoć kocha się bardziej niż dzieci - może dlatego więź miedzy dziadkami a wnukami jest taka niezwykła. Dziękujemy za pozdrowienia - odzdrawiamy Ciebie, Gacki i piesia :-)

    OdpowiedzUsuń